czas
snuje się przez palce
a
bezczynność jak bomba zegarowa
odlicza
czas pustego jestestwa
i
grozi porażką wszystkiego
co
tylko umysł wytworzy w mojej głowie
ustawiony
w szereg tęsknię za wolnością
moje
ja wyrywa się ze mnie i chce eksplodować
jak
proch wrzucony w ogień
świat
woła bym żył
umieram
na łożu urojonych nieszczęść
wśród
krytycznych spojrzeń ludzi których znam
łkam
nad bezsensownością której nie ma
a
w oczach czuję mgłę niepewności
powieki
siłują się o sen z bagażem nierozwiązanych spraw
dusza
żałuje kolejnego zmarnowanego dnia
zegar
cicho odmierza kolejne sekundy
i
jak każdego wieczoru nadzieja śpiewa kołysankę
o
jutrze, które ma nadejść